Pytanie zadał(a) magdalenaa, 17 czerwca 2011, 01:15
2 lata temu mój narzeczony miał wypadek samochodowy.Pamiętam to jak dziś... na dworze padał deszcz,ja siedziałam przed tv z koleżankami... oglądałyśmy "Ona to on"..nagle do pokoju weszła moja mama,była blada..powiedziała : "Michał miał wypadek,leży w szpitalu". Czym prędzej wygoniłam koleżanki z domu i razem z moją mamą i mamą mojego narzeczonego pojechałyśmy do niego do szpitala.Wtedy stało się najgorsze..lekarz powiedział "niestety,ale nie przeżył". Byłam w szoku.Nawet nie płakałam.Nie wiedziałam co się dzieje,nie czułam ,że żyję.Przez całe 2 miesiące nie wychodziłam ze swojego pokoju,siedziałam na łóżku patrząc się w sufit.Nie miałam kontaktu z żadnym moim znajomym.Kiedy w końcu się ogarnęłam,codziennie płakałam.Kłóciłam się ze wszystkimi,płakałam bez powodu.Te wszystkie nieprzespane noce... straciłam najbliższą mi przyjaciółkę..dobre kontakty z rodziną również gdzieś zanikły.Nikt mnie nie poznawał.Do dziś budzę się w nocy i płaczę jak małe dziecko.. przecież z nim byłam całe 5 lat...przecież to z nim przeżyłam wszystko..mój pierwszy pocałunek,mój pierwszy raz... wszystko z nim.. czasem mam wrażenie,że Michał do mnie zaraz zadzwoni i powie,że zaraz będzie u mnie i wszystko będzie dobrze.Najgorsze jest to,że wciąż mam nadzieję,że jeszcze z nim będę.Wszystko przypomina mi jego..jak wracam z pracy,to z uśmiechem na twarzy bo wiem,że on na mnie czeka...wchodzę do domu a tam pustka..brak jego..od razu rzucam się na łóżko i płaczę.Ostatnio byłam nawet u psychologa,nic nie pomogło... nie chcę być z żadnym innym facetem! Kocham mojego Michała,miałam z nim spędzić życie... oświadczył mi się 2 tygodnie przed jego wypadkiem... Ja już nie wiem co mam robić... czuję się,jakbym dalej była z nim w związku..minęło tyle czasu.. dalej nie mogę pogodzić się z tym,że on nie żyje.Nie mam znajomych,jeśli wychodzę z domu to tylko do pracy... Życie mi się wali,czasem zastanawiam się..czy nie skończyć ze sobą?
Popłakałam się jak to przeczytałam . Boże dziewczyno , tak
mi przykro . Nawet nie wiem co mam napisać , moje problemy w
porównaniu z Twoimi są banalne . Teraz mi głupio że się
skarżę o głupoty a są w śród nas naprawdę nieszczęśliwi
ludzie . Proszę Cię , nie rób nic głupiego . Nie wiem co Ci
doradzić , przepraszam . Ale nie rób nic głupiego , proszę .
Pozdrawiam Cię serdecznie
Samobójstwo to najgorsza opcja. Twój narzeczony leżąc na
stole operacyjnym walczył do końca o życie a ty teraz chcesz
sama sobie w taki sposób je odebrać Zdaje mi się że jak byście się
spotkali, tam "na górze" wątpię by chciał z tobą
rozmawiać.
Wiem że z perspektywy mojej osoby która nie miała nigdy
depresji ani takich dramatów życiowych mówienie w ten sposób
to tylko puste gadki ale zastanów się, czy jak byś miała
możliwość odbycia z nim jednej rozmowy to czy by poparł twoje
działanie.
Jeżeli zrobisz coś głupiego napewno nie spotkacie się na
górze. Ciężko jest pogodzić się z tragedią, ze stratą
kogoś bliskiego, mówią czas leczy rany ale to nieprawda,
jedynie pozwala pogodzić się z tym co się zdarzyło, Życie to
wieczna walka i prędzej czy później wszyscy odejdą, czytając
takie historie przypomina mi się moja własna, ale mi zabrano
coś więcej, ja się nie poddaje, nigdy
Ale wiesz co? WALCZ Pokaż
temu pier dolonemu światu, że Ciebie tak łatwo nie da się
zgasić! WALCZ! Wiem, że nie jest łatwo i nie będzie. Twój
narzeczony nie chciał byś sobie zroibła jakąkolwiek krzywdę.
Wiem, że to tylko słowa.. Ale może Ci pomogą.
Trzymam kciuki
Bardzo smutna historia To się
nazywa prawdziwa miłość.
Cóż mogę powiedzieć powinnaś zacząć starać się zacząć
dalej normalnie funkcjonować, jesteś młodą kobietą całe
życie jeszcze przed Tobą. Śmierć od dawna zbiera żniwa nie w
najmniej oczekiwanym momencie życia wielu ludzi, taka po prostu
jest i takie jest życie że nie wiadomo czy jutro my nie
odwiedzimy św. Piotra. Każdy kiedyś umrze umierają starzy,
młodzi, dzieci, niemowlaki... Pomimo że tracimy kogoś bardzo
nam bliskiego a nawet najważniejszą osobę w naszym życiu to
powinniśmy starać się żyć dalej w zgodzie z otoczeniem.
Twój narzeczony na pewno by chciał żebyś dalej układała
swoje życie. Powinnaś się zdecydowanie czymś się zająć:
karierą, pomaganiem innym ( wolontariat ), poszukać pomocy w
wierze. Boga nie ma co obwiniać a samobójstwo to już na pewno
najgorsze z rozwiązań ponieważ według wiary katolickiej
odbierając sobie życie - największy dar jaki dostaliśmy od
Boga - skazujemy się na wieczne potępienie a żyjąc swoim
życiem pewnego dnia spotkasz się z Michałem w zaświatach.
Szczerze radzę poszukać zajęcia które pozwoliło by Ci
zacząć żyć.
Myśl co by twój narzeczony chciał dla Ciebie.... Na pewno
chciałby byś była szczęśliwa, więc zrób to dla niego i
pogódź się z tym wszystkim. Zacznij od nowa życie.
Nie wiem jak zacząć. Mogę tylko powiedzieć, że chociaż
troszkę wiem jaki to ból. W wypadku straciłam przyjaciela, w
którym byłam zakochana ale on zawsze wmawiał mi, że to nie ma
sensu, bo coś mu się stanie. Zawsze się śmiałam aż w końcu
się stało. Pamiętam wszystkie przepłakane i nieprzespana
noce, do dziś najlepsze wspomnienia tak bolą... Obecnie
ułożyłam sobie życie, mam chłopaka ale o Kamilu nie
zapominam. Często chodzę do niego na cmentarz i rozmawiam z nim
w myślach... Nie lubię kiedy znajomi wmawiają mi, że to już
przeszłość i że trzeba zapomnieć i iść dalej. Będę
pamiętac o nim zawsze. Ale idę dalej...
Trzymaj się i tez idź dalej
Michał kochał cię tak samo jak ty jego,nie chciałby żebyś
sama sobie odbierała życie tylko żebyś jakoś się
pozbierała i ułożyła je sobie .Wiem,że to trudne a mi
łatwo pisać,bo nie jestem w takiej sytuacji...ale śmierć nie
jest rozwiązaniem,jest próbą ucieczki,a to nie ma
sensu.Walcz.Każdego dnia rób coś,co z czasem pozwoli ci
ponownie poczuć radość z życia.Nie mówię od razu o
chłopaku,to będzie cholernie trudne,ale otwórz się na
ludzi.Może spróbuj odnowić kontakt z przyjaciółką?Na pewno
potrzebujesz kogoś do wygadania,pewnego.A w końcu to często
dzięki ludziom,przyjaciołom zapominamy o problemach.I
oczywiście możesz znaleźć jakieś hobby,zaangażowanie w coś
daje poczucie własnej wartości.Powodzenia
Wczoraj pierwszy raz od dwóch lat poszłam z koleżankami z
pracy na zakupy.Trochę mi się humorek poprawił jak kupiłam
sobie fajne ciuszki,ale zaraz przypomniałam sobie,że i tak nie
mam dla kogo wyglądać ładnie..
Przed chwilą zadzwoniłam do mojej starej przyjaciółki,o 16.00
jestem z nią umówiona na kawę,zobaczymy co z tego
wyjdzie..
Ale nikt nie mówi,że to przyjdzie od razu...ważne,że
chcesz,że zauważyłaś potrzebę zmiany.To jest
pierwszy,najważniejszy,ale i najtrudniejszy krok.Zrobiłaś go a
to już sukces