Tak.
1. Wracałam z zespołem z Litwy autokarem. Jechaliśmy i po
prawej stronie był spad w dół, to była wąska droga i
kierowca nie zapanował nad pojazdem. Polecieliśmy w dół,
dachowaliśmy, autobus przekręcił się jakoś na prawy bok, to
wszystko działo się bardzo szybko. Pierwszym odruchem było
wiadomo, wydostawanie się z autokaru, kierowca jakoś wydostał
się chyba pierwszy, szyby były pobite, wydostawaliśmy się
ktoś krzyczał żeby uciekać...biegliśmy-Ci co się wydostali,
ktoś zadzwonił po służby, dorośli wydostawali
reszte...szczerze to nie pamiętam tego tak dokładnie, to
działo się strasznie szybko, ułamki sekund, ja byłam w
stresie, nie dokońca dochodziło do mnie co się tak naprawde
dzieje. Z autokaru niewiele zostało, straciliśmy wszystkie
rzeczy. Były ofiary. Ja miałam tylko duże rany-skaleczenia od
kawałków szyb, siniaki, obtarcia i coś z nadgarstkiem, ale to
nic w porównaniu z tym co mogło się stać. Pamiętam krzyk,
takii straszny, potworny krzyk, paniczny, taki błagający o
życie. Wszyscy płakali...to było okropne. Najgorszemu wrogowi
nie życzę takiego wypadku.
2.To już mniej straszne. Jechałam szybko na rowerze i zamiast
tylny nacisnęłam przedni hamulec. Rower stanął mi na przednim
kole a ja przeleciałam centralnie na twarz przez kierownice.
3. Stłuczka samochodem jak jechałam z wujkiem. Akurat spałam i
wstrząs mnie obudził-ale byłam zapięta pasami i nic mi sie
nie stało.
Eee nie, nie licząc 2 bliskich spotkań z drzewem, na
rowerze...
Za 1 razem, miałem rozwalony bark, tak, że ładnie chrupało
kiedy nim ruszałem, no i mnie trochę przyćmiło... a 2 raz w
sobotę, mam coś z nadgarstkami muszę iść na prześwietlenie,
plecy mnie bolą, a łopatka to jakby mi ktoś pod nią wbił,
coś z szyją i mam po naciągane ścięgna i mięśnie... no i
spierniczyłem się z 5-6m dachu, takie to były treningi PK ale w sumie nic mi nie było...
trochę poobijany...
było pytanie ale tam pisałem że nie miałem, ale się
pozmieniało i dorobiłem się wypadku samochodowego, ja tego tak
nie nazywam ale kolizja była bliska z barierką. Wszyscy żyją
do dziś.
Aaa, jak miałam może z 4 lata, to postanowiłam zjechać swoim
rowerkiem po schodach... Skończyło się dosyć nieciekawie,
ręka zepsuta. hmm, kiedyś skręciłam nogę w kostce... a tak,
to chyba już nic...
-Rozjechałam kota jadąc na rowerze Kot przeżył A ja miałam całe ręce zdarte
-Kolega wjechał we mnie skuterem...
-Walnął w nas samochód, w tył...siedziałam z tyłu... Yhh
-W szkole biegłam wzdłuż ściany i nagle otworzyły się
drzwi, myślałam że umieram
-Podziobał mnie kogut
-Pożądliło mnie stado pszczół, byłam na pogotowiu
-Ratowałam potrąconego psa i mnie użarł, aż zdechł a ja czekałam na efekty wścieklizny
Hmmm i chyba tyle
Łooo najwięcej na nartach i snowboardzie...
Najgorzej to przeleciałem koziołkując po stoku w nocy jakieś
400 metrów...jechałem szybko a między narty wpadł mi kijek od
nart...ciemno było to go nie widziałem, i jeszcze śnieg padał
to go lekko przysypało...gdy w końcu się zatrzymałem to nie
wiedziałem za bardzo co mnie boli najmocniej...no i że
przydadzą się nosze, ale po jakimś 15 minutowym poleżeniu i
pomocy kumpla zwinąłem się ze stoku
Był jeszcze na snowboardzie, kilka koziołków przy dużej
prędkości, myślałem że złamałem kilka żeber w lewym boku
i że prawą nogę mam wykręconą na zewnątrz o jakieś 100
stopni...
No na szczęście żyję i nie mogę doczekać się zimy i
śniegu
Tak. Dwa samochodowe, i jedno potrącenie na ulicy, NA PASACH
To z takich poważniejszych
wypadków, bo takich jak atak wściekłego indyka, przejechanie
przez... rower i dostania piłką w twarz nie liczę...